TelAwiw Online

Niezależny portal newsowy & komentarze, Izrael, Arabowie, Świat.

W kategorii: | grudzień 13, 2013 | 6:09

OBAMA I BLONDYNECZKA

Dziennikarz Aleksander Milchtach Sław pisze z Kopenhagi: 

JAKI JEST NAJLEPSZY SPOSÓB na smutki i pogrzeby? Atrakcyjna blondyna! Człowiek zapomina, że obok siedzi małżonka, co się właśnie przydarzyło Obamie, na imprezie ku czci Mandeli w Johannesburgu kilka dni temu. Rozochocony Obama i blondyna robią sobie foty prawdopodobnie jej komórką. Dołącza do nich skwapliwie David Cameron siedzący z drugiej strony blondyny, co do którego do końca nie wiadomo, czy był z małżonką czy solo, i jaką ona mogła mieć ew. tym momencie minę. Bo Michelle Obama nie wyglądała na zachwyconą…

Scenka pokazująca wkurzoną Michelle i VIP-ów światowych rozrabiających jak szkolna dziatwa z flirtującą blondyną w mig obleciała cały glob za pośrednictwem socjalnych mediów. Została uwieczniona przez fotoreportera AFP, która to agencja z miejsca sprzedała fotę dalej, doszukując się w blondynie aktorki Cameron Diaz. W końcu Obama nie byłby pierwszym amerykańskim prezydentem ze skłonnościami do atrakcyjnych blondynek, że nie wspomnę już o innych prezydentach, dla których kolor włosów był sprawą podrzędną.

Diaz została jednak szybko wyeliminowana, a podejrzenia padły na „anonimową urzędniczkę”… W jakimś sensie błąd był niewielki. Helle Thorning-Schmidt, duńska szefowa rządu… jest urzędnikiem państwowym. Dopiero po paru godzinach od rozesłania pierwszego zdjęcia ktoś w AFP połapał się, że ową flirtującą blondyną jest duńska Helle. Gdyby choć zadzwonili do Berlusconiego lub jego mediów…od razu by pojęli… Boski Silvio był tym szefem rządu, który dokładnie sobie obejrzał Helle od stóp do głów, na ich pierwszym spotkaniu na szczycie unijnym.

Cała Dania pokładała się ze śmiechu, gdy telewizja pokazała filmik z tych skrupulatnych oględzin. Duńskim mediom afera z tajemniczą blondyną sprawiła złośliwą frajdę: nikt nie wie, jak wygląda i nazywa się szefowa ich rządu… – ignorancja ich zagranicznych kolegów została okrutnie obnażona. Takie numery zaskakujące są oczywiście w naszych czasach, gdy byle cyfrowa kamera czy telefon komórkowy posiada system rozpoznawania twarzy. Schadenfreude to jednak ludzka rzecz.

Inaczej niż np. w Anglii, gdzie wszystkie wielkie dzienniki zamieściły zdjęcia stadionowe z niepochlebnymi komentarzami – Duńczycy mają dużo więcej zrozumienia dla słabostek swoich polityków. W DK skoki w bok, rozwody, wymienianie się partnerami są całkowicie dozwolone i nikogo nie dziwią. Żadne media nie oburzały się i nie groziły Helle karą piekielną za publiczne grzechy. W końcu politycy też ludzie i muszą się kiedyś rozluźnić, a że mają na to czas przewaznie na pogrzebach…, to już trudno, taki jest czar ich zawodu.

Oczywiście nie obyło się bez paru grepsów przeciwników politycznych – wybory już za dwa lata. Znaleźli się też inni, którzy bez ogródek twierdzili, że sami zrobiliby to samo na jej miejscu – takie fotki w rodzinnym albumie nie każdemu się trafią. Dobry humor Helle dziwił duńskie media nie tyle z powodu niestosowności jej zachowań, co dlatego, że miała przed sobą przemeblowanie rządu zaraz po powrocie z afrykańskiego safari. Reorganizacja gabinetu z powodu przewinień jednego ministra i rzekomej choroby drugiego, nie jest rzeczą najlepiej odbieraną przez opinię publiczną.

Zwłaszcza, że to już czwarty lub piąty minister, który z takich czy innych przyczyn musiał pożegnać się ze stołkiem – w krótkich odstępach czasu. Helle ze swoim rządem mają kolosalne problemy z brakiem poparcia społecznego – i to od chwili wyborów, które ona zasadniczo przegrała. Był to najgorszy rezultat w historii duńskiej socjaldemokracji. Została premierem na barkach dwóch rządowych partnerów koalicyjnych i dzięki poparciu parlamentarnym skrajnej lewicy.

W sumie Helle, mimo że blondynka, ma trochę sukcesów na swoim koncie, przede wszystkim w sensie ekonomicznym, gdzie udało jej się przeprowadzić kilka reform i jako tako pchnąć gospodarkę na właściwe tory. Co więc Duńczycy mają jej za złe? Ano, że po dojściu do władzy, zrobiła wszystko, od czego odżegnywała się przed wyborami. Zrobiła to, co było konieczne i słuszne – rezultaty są pozytywne, ale Duńczykom po prostu nakłamała. W polityce to się bodaj nazywa pragmatyzmem.

Media duńskie spekulują czy Helle stanie do wyborów za dwa lata. Prognozy w obecnej chwili są nejasne, a w samej socjaldemokracji panuje niepewność, czy nie mieliby lepszych szans bez niej. Do tego dochodzą uporczywe pogłoski, że Helle pragnie gorąco i ma niezłe szanse, zastąpić José Manuel Barroso na stanowisku przewodniczącego komisji europejskiej, kiedy jego kadencja wygaśnie za rok.

Jej zaletą może okazać się fakt, że Helle jest małżonką syna b. lidera Labour w Wielkiej Brytanii, co być może zwiększyć jej szanse na poparcie z tamtych stron. Helle ma spore doświadczenie w pracy w Brukseli, gdzie urzędowała już jako szefowa sekretariatu socjaldemokratów duńskich przy parlamencie europejskim, a później jako członek tego organu. Niewątpliwie daje jej to lekką przewagę nad potencjalnymi rywalami: zna doskonale budynek i wie, gdzie w razie potrzeby skierować swoje czujne kroki; możliwe, że zapewni nam to jeszcze wiele interesujących SELFIES (autofoty) w przyszłości.



Reklama

Reklama

Treści chronione