BEATLESI…FOREVER.
TELAWIW OnLine: Jedną z fenomenalnych rzeczy, które zaskakują mnie wciąż na nowo z tą samą intensywnością jest cykliczność pokoleniowa związana z Beatlesami…Nigdy nie zapomnę, jak w deszczowym Tel Awiwie 2012 moja 17-letnia wówczas córka Majka przed wyjściem do szkoły tańczyła boso po domu, machając końskim ogonem, szukając acetonu do paznokci i podśpiewując na cały głos All You Need Is Love Beatlesów. Uświadomiłem sobie wtedy nagle z niesamowitą ostrością tzw. życiorysowy moment z mitycznych lat 60. w peerelowskiej Warszawie, gdy ten utwór zakodował się u mnie na zawsze.
Robiłem wtenczas prawo jazdy na sraczkowatym wartburgu i mój nauczyciel „pan Stasio” wciąż zerkał na podkolorowaną fotkę (monidło) swojej narzeczonej – przywaloną lepem na muchy do deski rozdzielczej. Była to platynowa blondyna z wielkim tapirem, gigantycznym cycem i bladym uśmiechem. Pan Stasio w momentach skrajnego zapatrzenia przypominał do złudzenia francuskiego aktora komediowego Bourvila grywającego w filmach „serca i szpady”…Wykonywałem właśnie sławetny manewr z wjeżdżaniem tyłem do bramy – z tranzystora Koliber na tylnym siedzeniu leciał utwór All You Need Is Love…
W pewnej chwili ekstremalny wyraz twarzy pana Stasia wpatrzonego w nimfę rozkojarzył mnie tak dalece, że walnąłem niklowanym zderzakiem w jeden z żeliwnych pachołków (krasnal z tarczą) w przedwojennej prowadzącej donikąd…bramie, gdzie zachowały się wydrapane kredą ruskie napisy MIN NIET. Jestem z generacji marca-68; słynny sklepik z pocztówkami dźwiękowymi na rogu Marszałkowskiej i Próżnej w pawilonach – gdzie teraz jest stacja metra – w zimowe wieczory w ledwo oświetlonej przestrzeni miejskiej rozlegał się niesamowity wrzask Lennona Twist and Shout rozdzierający ciemności (kryjące ziemię).
Po latach uprzytomniam sobie czasem, że dla wielu z nas rozpad Beatlesów ogłoszony ostatecznie przez Paula McCartneya w kwietniu 1970., nałożył się jakby na cholerną traumę emigracyjną. Nigdy też chyba nie zapomnę, jak wtenczas w ciasnych kajutach okrętu-hotelu St. Lawrence sprowadzonego z Kanady i zacumowanego w kanale portowym w centrum Kopenhagi, gdzie najpierw skoszarowano setki pomarcowych emigrantów – słuchaliśmy całymi nocami na adapterze Bambino jednego z ostatnich longów Beatlesów z utworem Hey Jude wydanego jeszcze w 68-mym.
@
Jeśli kogoś kręcą te klimaty, to sięgnijcie do mojej książki „Grupy na wolnym powietrzu”, która w całości będzie dostępna na TELAWIW OnLine (teraz są dwa rozdziały). BTW – Pan Stasio miał znajomy warsztat samochodowy na Hożej, gdzie wyremontowaliśmy pięknie poniemiecki motor „BMW Sahara” z biegami na baku, pomalowany na piaskowy kolorek Afrika Corps – z bocznym wózkiem z zapasowym szprychowym kołem i statywem na cekaem. Jakiś dezerter, gdy szkopy cofali się na Berlin, przehandlował go chłopu za bimber i Sahara przez lata stała w stodole pod Modlinem, a myśmy ją wygrzebali spod siana i robiliśmy wypady w plener :).
© 2017 Eli Barbur. Wszelkie prawa zastrzeżone.