CZAPY I ZAGRYCHY.
TELAWIW OnLine: Nie wiem, czy już kiedyś mówiłem, ale wyzbyty jestem w stopniu absolutnym jakichkolwiek sentymentów do szeroko rozumianej rosyjskiej duszy (Gruszeńka, bieriozki, ikony, Carskie Sioło, burłacy na Wołdze, czastuchy itp. klimaty). Niezależnie od tego, podatny jestem nad wyraz na niektóre smaczki wielkiej literatury rosyjskiej z XIX wieku, które weszły do kanonu cywilizacji zachodniej – przy czym punktem startowym w wielu z tych utworów są podróże kolejowe.
Podatność ta jest tym dziwniejsza, że komuna w peerelu pozbawiła mnie kiedyś definitywnie uroków romantycznych podróży kolejowych typu Orient Express…Jestem z pokolenia, które zapieprzało do Zakopca lub nad Bałtyk 12 godzin zapchanymi na duś przedziałami, do których wskakiwało się przez okno z peronu na Głównym – spaliśmy też często na plecakach rozkładanych ciasno między siedzeniami i żelaznych półkach bagażowych pod sufitem koło niebieskiej nocnej lampy…
Milcz serce! – rozmowa teraz o Matuszce Rossiji – weźmy przykładowo taką Kolej Transsyberyjską relacji Moskwa-Władywostok, najdłuższą na świecie (9289 km) – strefy czasowe, bezkresne stepy, kipiące samowary – w 2016 obchodziła swoje 100 urodzinki. Za caratu miała integrować te ogromne przestrzenie, jedną piątą powierzchni ziemskiej. Za Józia Stalina tymi integracyjnymi składami deportowali – bydlęcymi wagonami, a jakże – miliony nieszczęsnych ludzi do syberyjskich łagrów.
Ze zrozumiałych względów w życiu bym więc w taki transsyberyjski transporcik nie wsiadł (wolałbym już chyba dryblować z 40 lat piechotką po jakimś Synaju…) – choć w trakcie tygodniowej podróży nie brak tam ponoć atrakcyjnych rozrywek i suwenirów (futrzane czapy). Znajomi „Rosjanie” w Izraelu opowiadali mi na ten przykład, że głównym zajęciem jest tankowanie non-stop gorzały, do której najlepszą zagrychą jest kupowana u babuszek na stacyjkach suszona ryba.
© 2020 Eli Barbur. Wszelkie prawa zastrzeżone.