TelAwiw Online

Niezależny portal newsowy & komentarze, Izrael, Arabowie, Świat.

W kategorii: | grudzień 18, 2013 | 7:33

IMIĘ TWOJE CZĘŚĆ ŚWIATA (2)

Zremiksowana wersja opowiadania Imię Twoje Część Świata, które drukowane było najpierw w Izraelu i potem w Polsce w tomie moich opowiadań pt. TEN ZA NIM.

Zamówiony przeze mnie kotlet po kijowsku

przywędrował do mnie po 45 min. z Kijowa.

(Nabokov)

Więc potem z tymi sztygarami w kaskach z lampkami dojechałem autokarem do Paryża, gdzie kierowca przegapił zjazd z autostrady – lecieliśmy obwodnicą częściowo pod ziemią – zwolniony ruch z gazeciarzami slalomującymi między samochodami. Paręnaście kilometrów dalej demonstrowali zadymiarze w arafatkach z szyldami PLO i flagami palestyńskimi – skoczyliśmy na cmentarz Pere Lachaise, gdzie górnicy od Scargilla zakupili kosze białych chryzanten.

W cholernym deszczu szukaliśmy muru, gdzie w 1871 roku rozstrzeliwano Komunardów zwalanych do wspólnej mogiły, ale policjant w błyszczącej pelerynce skierował nas do nagrobka z datą śmierci dokładnie o 100 lat późniejszą. To był grób Jimma Morrisona, koło którego ludzie z czarnymi parasolami i kolorowymi balonami klęczeli w kałużach wstrząsani spazmami.

Jest rano; kurz w pierwszym słońcu, walisz ogniem ciągłym w ruchome tarcze w kształcie przygiętych ludzkich sylwetek na strzelnicy między wydmami. Otwierasz butelkę Goldstara* zatrzaskiem pustego magazynka; na zakręcie stał pies, gwizdnąłem na niego i ruszyłem pełnym gazem – przełknąłem ślinę i odetkało mi się w uszach, i poczułem, że mam zapoconą prawą pachę.

Poczułem nagle niesamowitą frajdę w środku, jakbyś był małym chłopcem i starzy wysłali cię ze słoikiem do prywaciarza po kiszoną kapustę, i wywrotka przywiozła na podwórko kupę piachu z muszelkami. Wtenczas na zapleczu Nowego Światu przekopywaliście kanały między wielkimi kałużami, w których odbijało się na kolor wiosenne niebo z pierzastymi chmurami. Więc to był właśnie jeden z tych momentów w pustyni, że nie wiesz, co jest grane.

Trasy zachodniej Europy, walisz betonowym pasem przed siebie – Groenningen w zachodzącym słońcu; Piazza Navona w Rzymie, gdzie kiedyś był stadion Adriana – Murzynki z kwiatkami kalkomanii na piersiach tańczyły reggae na pomnikowej fontannie z białymi mocarzami w laurowych wiankach. Za każdym razem w Europie odbywałeś pielgrzymki do swoich prywatnych miejsc świętych na miękkich nogach, ale nie mogłeś skoczyć do Warszawy**, żeby zobaczyć trzepak, na którym jako dzieciak podciągałeś się na rękach.

Jazda pod zegarek na spacerowym biegu szosą patrolową. Nocny deszcz opadający gęstym oparem na pysk – pojedyncze krople leciały w ciemności – mokry asfalt wyglądał jak czarne lustro. Egipcjanie na swoich punktach obserwacyjnych nie mieli generatorów i oficerowie czytali Koran przy świecach. Po ich stronie w nocy odpalali kolorowe race nad piachami i Hosni Mubarak miał przyjechać na świątecznie iluminowane przejście w Rafah, ale najwyraźniej benzyny mu zabrakło***, bo dojechał tylko El-Arisz.

Wariat w krótkich spodenkach czerpał wodę wiaderkiem ze studni „Bir Malaga” i w pierwszym słońcu usłyszałem nagle „Marsyliankę”, którą zaczyna się dawny przebój Beatlesów. Tęcza trzymała na chmurze – w dresach z kapturami wyrzuconymi na robocze drelichy – zbieraliśmy chrust na ognisko w łożysku wysychającego potoku i plandeki wozów były mokre od nocnego deszczu; nagle dziwne uczucie, jakbyś łaził nad morzem w cieniu liściastych drzew.

Rzuciłem rozwalone pudło koło studni, żeby na nim usiąść – Dawidow leciał do mnie jeepem z ręką nad oczami, podskakując na wybojach, i też oślepiło mnie słońce odbite w szybie, i potem jak odjąłem rękę, zabołały mnie oczy. Zarył ostro czterema kołami – kurz poszedł z wiatrem – przygazował silnikiem i zajechało benzyną; wyskoczył podciągając spodnie i kopnął w oponę; na siedzeniu leżał chleb i szwedzki klucz na rozerwanym rękawie khaki – oderwałem sobie kawał chleba, i znowu usłyszałem tych Beatelsów.

Ale okej; Dawidow powtarzał wciąż na postojach że znajdujemy się w odległości półtorej godziny jazdy szybkiej od zatoczki plażowej „starego Sheratonu” w Tel Awiwie, gdzie urzędują dupy od public relations. Wróciłem do odkrytego jeepa z brezentowymi drzwiczkami i mały nakrapiany żółw łaził po siedzeniu – ręką przez kierownicę zacząłem stukać go w skorupę; przewaliłem go na wznak i zaczął wierzgać łbem i nogami w cholernym paroksyźmie.

Położyłem się na przednich siedzeniach z biegiem na jedynce i potem odwróciłem się bokiem, i leżałem z rękami ściśniętymi między udami. Chciałem sobie wytłumaczyć, co jest grane, ale łeb mnie rozbolał i dałem spokój; fajni ludzie opowiadali swoje sprawy – jeep z podwiniętą plandeką; zmieniliśmy się miejscami – przesiadłem się na tylne małe siedzenie – czytałeś stare gazety i tranzystor ledwo grał, rozmowy jak w sleepingu.

Jeździlismy na dętkach klejonych łata na łacie – spuszczałeś jeep z lewara i zaraz znowu musiałeś lewarować. Przed samym końcem patrolu poszła nam kicha na skręcie i jechaliśmy na obręczy – potem nas wyciągali sztywnym holem – jechaliśmy na holu za terenowym „RIO” i zobaczyłem kałużę oleju, która rozszczepiała słońce i nie wsiąkała w piach.

CDN

*Popularne piwo izraelskie – lepsze z beczki niż z butelki.

**Izraelczykom z emigracji-68 odmawiali wiz do 1988 roku.

***Mubarak nigdy nie afiszował się kontaktami z Izraelem.



Reklama

Reklama

Treści chronione