MAJĄC TAKICH PRZYJACIÓŁ… NIE POTRZEBA JUŻ WROGÓW.
TELAWIW OnLine: We Francji wyszło kobylaste tomisko pod równie sążnistym tytułem Une France sous influence: Quand le Qatar fait de notre pays son terrain de jeu – opisujące, jak V Republika stała się strefą politycznych wpływów Kataru (emiracik skrajnie antyizraelski!).
Okazuje się, że szmatogłowcy wpakowali już w kulejącą gospodarkę francuską 50 mld dolców. Najbardziej – w kontekście propalestyńskim – wysługiwał im się podobno poprzedni prezydent Sarkozy, któremu sfinansowali nawet wydatki rozwodowe & zaślubiny z Carlą Bruni.
Sarko ze swej strony naciskał na Obamę, żeby nie popierać Izraela w sporach z Palestyńczykami; optował za kuriozalnym przyjęciem „Palestyny” do UNESCO w 2011 (nie mówiąc już o – głośnym ostatnio z powodu łapówkarstwa – głosowaniu w FIFA za Mundialem 2022 w Katarze).
Pamiętam doskonale, jak w tymże 2011 Sarkozy na szczycie G20 w Cannes tzw. scenicznym szeptem, żeby dziennikarze złapali to przypadkiem w otwarty mikrofonik – wyznał dyskretnie Obamie, że…nie znosi Netanjahu, bo jest kłamcą. Zarówno Sarko, jak Hollande głośno mienią się „przyjaciółmi Izraela”.
Wg obserwatorów w IL obecna upierdliwość, z jaką Paryż chce wnieść kwestię państwowości palestyńskiej na forum UNSC – wskazywać może na podobne mechanizmy. Hollande sfotografował się ostatnio w gronie rechoczących szejków po wciśnięciu im myśliwców bombardujących Rafale za 6 mld $…