„NIE BYŁEM SZPIEGIEM” (I).
TELAWIW OnLine: Pochodzący z Krakowa Wiktor Grajewski lata wojny spędził w ZSRR, gdzie kształtowała się jego świadomość polityczna. „Uwierzyłem w komunizm, bo ocalił świat przed faszyzmem, na czele komunistów stał wtedy Stalin, słońce narodów, a ja ślepo byłem w niego wpatrzony” – tłumaczył mi kiedyś w TLV w polskiej knajpie „U Leona” na rogu Dizengoff i Gordon, gdzie umówiłem się z nim na wywiad.
“Ślepo wierzyć” Grajewski przestał dopiero latem 1955, gdy z ramienia PAP, gdzie był redaktorem, pojechał do Moskwy w nagrodę za udział w organizacji warszawskiego „V Światowego Festiwalu Młodzieży i Studentów”. Spotkał tam jakichś ludzi, od których pierwszy raz usłyszał o masowych zbrodniach stalinowskich. Po powrocie nawiązał kontakt z ambasadą Izraela w Warszawie, gdyż po zaliczeniu też w tym okresie wycieczki do Izraela postanowił wyjechać tam na stałe.
Kontaktował się głównie z pierwszym sekretarzem ambasady Jaakowem Barmonem, o którym nie wiedział, że jest rezydentem Mossadu. Tamten pomagał mu w przygotowaniach do wyjazdu. Tak się dziwnie składa, że bliską przyjaciółką Grajewskiego była w tym czasie Łucja Baranowska, sekretarka pierwszego sekretarza PZPR Edwarda Ochaba, urzędująca w „domu partii” naprzeciwko siedziby PAP po drugiej stronie ulicy.
W lutym 1956 uduchowione chórki pionierskie z bukietami kwiatków zainaugurowały XX zjazd sowieckiej kompartii (KPZR) w kremlowskim Pałacu Zjazdów. Pierwszych 10 dni minęło w atmosferze niezmąconej harmonii. 24 lutego Nikita Chruszczow wyprosił jednak nagle z sali zagranicznych komuchów. Z mównicy poleciały straszliwe fakty: gułagi, zsyłki, ludobójstwo, kult jednostki. Chruszczow zażądał od 1200 delegatów zachowania pełnej tajemnicy, ale 7 kopii referatu rozesłał do genseków bratnich demoludów.
W połowie marca w Warszawie w dziennikarskiej knajpie na Foksal, gdzie wóda lała się hektolitrami w kulturalnej atmosferze chodziły słuchy pocztą szeptaną o jakimś sensacyjnym referacie Chruszczowa, za który Amerykanie ponoć oferują milion dolców. Któregoś dnia przed południem Grajewski wpadł do Łucji, żeby ją zabrać na kawę. Na biurku dostrzegł skoroszyt przewiązany luźno czerwoną tasiemką z napisem w paru językach “Ściśle tajne”. Po chwili zorientował się, że ma przed sobą tajny protokół, za którym uganiają się wszystkie zachodnie wywiady.
Spytał, czy może to sobie spokojnie przejrzeć w domu. „Łucja, która nie wiedziała, co jest w środku, prosiła tylko, żebym odniósł jej te papierki przed końcem pracy o 16, bo musi je schować do sejfu”. Grajewski dopiero u siebie w domu na kanapie po otrząśnięciu się z pierwszego szoku zrozumiał, że trzyma w ręku absolutnie niesamowity akt oskarżenia wobec całej ideologii komunistycznej, który nie został jeszcze nawet przetłumaczony z rosyjskiego na żaden inny język – i może przypłacić to życiem.
© 2022 Eli Barbur. All rights reserved.