TELAWIW OnLine: Tak zaczyna się
moja wydana w 2009 w Izraelu w wersji hebrajskiej – książka o Polsce POLIN DAWKA będąca reporterskim zapisem obejmującym Kraków, Warszawę, Łódź i Gdańsk, zawierającym też blisko 20 wywiadów ze świetnymi ludźmi, głównie o tym, jak polska kultura – w różnych jej aspektach – przeszła przez czasy komuny. Większość tych naprawdę fajnych i ciekawych wg mnie rozmów dostępna jest w polskim oryginale w dziale „Wywiady” tu obok na moim portalu TELAWIW OnLine – więc teraz tylko startówa… 🙂
@
W Boeingu 737, który o szóstej rano czasu miejscowego wyleciał z izraelskiego lotniska Ben-Guriona pod Tel Awiwem i po niecałych czterech godzinach zbliża się – nad chmurami prześwietlonymi słońcem – do krakowskiego portu lotniczego Jana Pawła II daje się odczuć nastrój ożywienia. Siedzący w tyle samolotu francuskojęzyczni pasażerowie, którzy jak dotąd nie różnili się niczym od otoczenia, okazują się nagle wycieczką belgijskich Żydów. Zakładają starannie zaprasowane „tality” i kołyszą się monotonnie w modlitwie w przejściu między siedzeniami.
Ten widok elektryzuje młodego amerykańskiego chasyda -„chabadnika” z laptopem i mp4, który prawie całą drogę przespał, chrapiąc z cicha, wtulony w kąt siedzenia. Teraz przytomnieje błyskawicznie, zrywa się na nogi i zaczyna „Belgom” gorączkowo wciskać wizytówki z zaproszeniami na piątkową modlitwę w odrestaurowanej niedawno ponad 360-letniej synagodze Izaaka – w starej, zabytkowej, przeżywającej niewiarygodny rozkwit, dzielnicy żydowskiej, która nazywa się Kazimierz.
Zza cienkiej ścianki z zasłonką, oddzielającej kokpit od służbowego boksu, dochodzą odgłosy gorączkowej krzątaniny: steward, który parokrotnie już prosił „Belgów” o zajęcie miejsc i zapięcie pasów pomaga stewardessie robić porządki. Już zaraz stuknięcie kół o betonowy pas lotniska; zza okien kołującego samolotu wyłania się pochmurny ranek z jaskrawymi odblaskami na niebie; na ich tle, jeśli akurat jest późna jesień, widać bezlistne drzewa; tak samo, jak w ostatnim filmie Andrzeja Wajdy pt. Katyń.
Stłoczonych w przejściu pasażerów z podręcznym bagażem zatrzymuje nagle niewyraźny, urywany komunikat z kabiny pilotów, wzywający do ponownego zajęcia miejsc, gdyż w terminalu portu lotniczego wystąpiły „drobne opóźnienia z powodów technicznych”. Po dłuższej chwili okazuje się, że na bramkach kontrolnych zatrzymano jakiś „podejrzany pakunek”. – Całkiem jak u nas; jakbyśmy w ogóle nie ruszali się w Tel Awiwu! – denerwuje się któryś z mówiących po polsku izraelskich pasażerów.
Terminal na Balicach jest dosyć mały, a całe lotnisko przerobione z dawnego wojskowego. Czają się tam jeszcze klimaty i cienie przeszłości, np. stare, przerdzewiałe rosyjskie MiGi stojące na poboczach pasa startowego. Najbardziej charakterystycznym znakiem nowych czasów są jednak grupy młodych angielskich turystów, przylatujących do Krakowa tanimi liniami i po parodniowym maratonie w barach – przysypiających we wszelkich możliwych pozycjach w przeszklonej hali odlotów.
Z prawie godzinnym opóźnieniem wydostaję się z zatłoczonej strefy przylotów. Za barierką dostrzegam trzech topornych typów z gatunku – homo sovieticus – jakby żywcem wyjętych z dawnych karykatur wybitnego polskiego rysownika, Andrzeja Mleczki; tylko im „berecików z antenką” brakuje – przypominam sobie atrybut obyczajowy, będący niegdyś nieodłącznym znakiem komuny. Cała trójka jest jednak gładko wygolona, zalatuje dobrym after shavem i trzyma kartoniki z drukowanymi jakąś niby odręczną szwabachą napisami: Dr. Rozenbaum, Miss Lichtenbaum i Prof. Birenbaum.