ZABRISKIE POINT.
TELAWIW OnLine: Nakręcony w 1970 „Zabriskie Point” Antonioniego to jeden z TRZECH jego super filmów anglojęzycznych – wg mnie ponadczasowy fenomen pod względem formalnym i intelektualnym. Do dziś chce się go nicować na wszelkie strony; ogląda się jakby zrobiony został dzisiaj, choć dotyczy mitycznych SIXTIES…
Szczupła, długonoga, mocno opalona dziewczyna – wyglądająca trochę jak manekin lub Barbie – jedzie Buickiem z lat 50. przez widmową Dolinę Śmierci w Kalifornii. Nad autostradą i samotnym autem śmiga chłopak w skradzionej awionetce – wyraźna kontynuacja Jamesa Deana/buntownika bez powodu.
Znaków-symboli w tym filmie dużo więcej – dziki kapitalizm, komercha z pstrokatymi reklamami; na kontrze – fermenty studenckie, hipisowskie majaki wolnościowe, zmechacona komuna (czerwony t-shirt zrzucony dziewczynie z samolotu). W ścieżce dźwiękowej: Stonesi, Pink Floyd, Roy Orbison (z moim ulubionym „So Young”).
Chłopak i dziewczyna zbliżają się do siebie, zakochują i uprawiają seks na dnie wyschniętego jeziora sprzed paru milionów lat – to miejsce nazywa się właśnie „Zabriskie Point” – wokół symulowana orgia w rozwiewanych wiatrem tumanach kurzu w wykonaniu objawiających się znikąd młodych ludzi.
W międzyczasie, choć to już całkiem inny czas i moment cywilizacyjny, nic w cholernym świecie się nie zmieniło; pewnie dlatego zakodowane w tym formacie przesłanie Michelangelo Antonioniego sprzed półwiecza niczego nowego nie odkrywa – poraża swoją prostotą: trzeba by zacząć trip od początku.
https://www.youtube.com/watch?v=rP1fS057wlA