TelAwiw Online

Niezależny portal newsowy & komentarze, Izrael, Arabowie, Świat.

W kategorii: | luty 15, 2014 | 10:43

ZIEMIA KRÓLOWEJ MAUD (3)

Opowiadanie Ziemia Królowej Maud pierwotnie ukazało się w izraelskim roczniku literackim „Akcenty-1990” i potem w 1996 roku w Polsce w tomie moich opowiadań pt. TEN ZA NIM. Obecna wersja jest lekko zremiksowana; eb.

Zawsze gdzieś na świecie

jest już po godzinie 17.

(napis w barze)

– Częstujcie się! Najlepsza konserwa bez kartek w Polsce – powiedział nagle facet w dokerskiej czapeczce, otwierając puszkę makreli wędzonej a la łosoś. Iga mówiła coś do mnie i zobaczyłem jej twarz w lustrze – siedziała jakoś tak, że patrzyłem tylko na nią. Zobaczyłem przed wejściem na ulicy wywiany przeciągiem dym papierosowy prześwietlony reflektorem i rozdmuchane pety na wietrze. Głos profesora z warkoczem: wolicie corridę czy flamenco?- Wyjątkowym uznaniem otaczam conquistę – powiedziałem.

Falklandy – myśliwce pionowego startu typu Harrier – argentyński przedpotopowy krążownik General Belgrano zatopiony torpedami. Tamta masakra właśnie się skończyła, ale tydzień przed Mundialem wybuchła wojna na Bliskim Wschodzie. Palestyńczycy ostrzeliwali północny Izrael katiuszami i taryfami wracali do Bejrutu; Begin w 1981 roku zbombardował iracki reaktor Osirak – wiadomo było, że teraz nie odpuści po tym, jak arafatowcy postrzelili w głowę ambasadora izraelskiego w Londynie.

Głos profesora: w nowych Cortezach po śmierci Franco strzelali do siebie seriami z automatów; młoda demokracja hiszpańska powinna służyć jako model dojrzałości dla Argentyny i Polski. Przez otwarte drzwi na podwórko zobaczyłem kilku spoconych Tajlandczyków w kuchni sąsiedniej knajpy jedzących pałeczkami z jednej michy i potem grali w domino pod wentylatorem; stary zegar z wahadłem wybił północ na białych kaflach.

Dobrowit opowiadał, jak jechali ostatnio przez Jugosławię i chciał kupić bandaż elastyczny w drugstorze, gdzie na jego widok zerwały się cztery baby z ołówkami kopiowymi za uchem. Biwakowali nad rzeką wpadającą do jeziora, gdzie przechodzi granica z Albanią i na moście odbywał się festiwal poetycki Złote Wici – facetka w arafatce wyła w mikrofon, że nie będzie deklamować wierszy, gdy jej naród ginie właśnie, jak ten tomik wrzucony w spienione fale rzeki.

– Mitterrand udziela schronienia Baskom z ETA – powiedział profesor.

– Baskowie to podobno jedyni rozbitkowie z Atlantydy – powiedziałem.

– Ten fakt nie oddaje istoty zagadnienia – odpowiedział.

– Co będę tylko strzępić mordę na darmo – powiedziałem po polsku.

Dobrowit zaczepił jakąś Austryjaczkę gorzej niż przeciętną, lekko czerwoną na pysku i pijaną od tygodnia. Przytrzymał ją za koszulkę z uśmiechniętą pomarańczą Naranjito, mascota del Mundial España-82 i postawił jej wiskacza z mlekiem. Odwrócił się bokiem i ustawiał tę Austryjaczkę, która przestępowała z nogi na nogę, skarżąc się na upał i przykładając ręce do czerwonej twarzy.

Iga podniosła szklankę, stukając się ze mną: żeby oba najlepsze kraje się nie przewaliły. Trzymała rękę na szyi pod włosami i zdjęła sobie moją rękę z ramienia, gdy ją objąłem; najszybszy parowóz świata nazywa się Latający Szkot – powiedział profesor i naprawdę odechciało mi się z nim gadać. Przesiedliśmy się pod ścianę, w górze kręciły się wentylatory; jej twarz zaczęła drgać nerwowo. Poprawiała włosy patrząc na mnie i to była właśnie jedna z tych twarzy, które olśniewają cię w środku nocy, i nagle zaczęliśmy się całować oparci o bar.

Więc potem barman wyłączył głos telewizora i tamci ludzie wstawali jakoś powoli. Przez otwarte drzwi zobaczyłem księżyc na dworze; profesorek przysypiał na czterech krzesłach w rogu – z otwartymi ustami i zdjętymi butami wojskowymi. Szliśmy wolno uliczką z knajpami, gdzie wciąż było pełno ludzi siedzących z nogami na krzesłach. W dole błyszczało morze i cykady wyły nad urwiskiem – smuga księżycowa leżała w zatoce pod klasztorem na wysokim brzegu.

Mieli namioty rozbite parę metrów od wody i zrobiliśmy ognisko na plaży; w suchym łożysku strumienia jacyś ludzie brzdąkali na gitarach i tańczyli miedzy skałami. Siadłem na połamanym leżaku i patrzyłem, jak Iga idzie nago popływać. Zasnęliśmy na płaskodennej łajbie ratownika wyciągniętej na brzeg i obudziłem się w pierwszym słońcu, gdy jakieś wróble skakały na plaży i rozczochrane dziewczyny trzepały śpiwory; fale podmywały pierwszy rząd namiotów.

Na piachu porobiły się bajora, w których pływała piana. Iga suszyła włosy nad wodą. Patrol Guardia Civil zaplątał się w linkach namiotów. Morze było wzburzone po nocnym sztormie. Austryjaczka wystukiwała chodaki z piachu i zaczęła machać torbą nad Dobrowitem, aż otworzył oczy. Zobaczyłem kuter rybacki z Murzynem na przednim maszcie i szalupa szła z tyłu na holu – siedział w niej drugi Murzyn z naręczem zielonych nylonowych sieci.

Słońce waliło od samego rana po byku i zgiąłem z przyssaniem puszkę po piwie, i rzuciłem ją w rozwianą palmę. Zepchnąłem płaskodenną łajbę na wodę i stojąc boso pośrodku na rozkraczonych nogach, wiosłowałem dwustronnym pagajem z całej siły, aż się zmachałem i dałem łajbie dryfować z powrotem do brzegu. Miałem teraz takie poczucie ulgi w środku, gdy możesz się upić od rana i piwo nie smakuje ci jak spirytus; nie ma jak pierwsze piweczko dnia, myślałem, pierwszy łyk, który smakuje słono od morskiej soli na mordzie.

Iga siedziała koło mnie na piachu, obejmując kolana rękami. Miała fantastycznie piegowate plecy i przygryzała włosy, które wiatr zwiewał jej na twarz, i to był dokładnie jeden z tych momentów, gdy zaczynasz być zakochany w kobiecie. Objąłem ją za nagie ramiona i wzdrygnęła się całym ciałem; zacząłem całować ją po twarzy i nie mogłem przestać, i było robione na serio; przez cały czas na nią patrzyłem, a ona patrzyła na mnie, i nagle przyciągnęła mnie za szyję.

– Kobiety latają za swoimi facetami – powiedziała.

– Zachęcam do dalszej znajomości – powiedziałem.

– Żadną miarą nie mogę tego pojąć – powiedziała.

Szedłem po spalonej na słomę trawie i czarny latawiec z trupią czaszką wisiał w górze na luźnym szpagacie. Zobaczyłem dwupłatowiec z transparentem España-82 nad stokiem z zakurzonymi kaktusami i na półce skalnej dwóch punków z zielono-rudymi irokezami łaziło w kółko z wiskaczami. Powtarzały mi się przekazy; wozy kolejno skręcały w dół, jak na zwolnionych obrotach. Baba w czerni grabiła klomb. Czułem na twarzy wiatr od morza i sól miałem nawet za uszami.

Poczucie przestrzeni przeniosło się na pierwszy plan. Wygolony na zadzie wielki kundel, drapiący się w kroczu wyglądał jak po eksplozji nuklearnej. Wygasili kuliste latarnie na bulwarze – facet z wiadrem na kierownicy skutera rozklejał na parkanie wielkie postery SF reklamujące Festival de Cine Fantástico, który po raz pierwszy wystartował w 1968 roku i zawsze odbywa się w Sitges wczesną jesienią.

Szedłem między białymi domkami z doniczkami i łopotała bielizna na sznurach – wydało mi się nagle, że niebo łączące się z morzem dostaje szału. Zobaczyłem profesora w kapeluszu z wpiętymi sztucznymi robalami – z zieloną parasolką i wędką na ramieniu – przeglądał El Pais przed kioskiem i spytałem o rybostan, ale powiedział, że ta gazeta zaczęła ukazywać się po śmierci generalissimusa, i teraz zaczęli ją też drukować w Barcelonie.

Dwie Murzynki jechały środkiem po asfalcie, nucąc No Woman, No Cry Boba Marleya i potem postawiły rowery przed hostelem, w którym mieszkałem. W recepcji pachniało świeżo parzoną kawą – mikrokobita z końskim zgryzem i w rogowych okularach wpisywała Murzynki do monstrualnej księgi gości. W pokoju wyjąłem piwo z lodówki i włączyłem tv Mundial – Polacy wciąż remisowali 0:0.

Przypomniałem sobie, jak w nocy Dobrowit obwiniał komuchów za swoje nieudane życie, i pieprzył o posłannictwie inteligencji z Europy wschodniej. Pomyślałem, że nasze rozmowy zaczynają coraz bardziej przypominać emigracyjny bełkot w Wonderful Copenhagen, wtenczas jak zlądowałeś tam po 68. i jeszcze nie wiedziałeś, że nostalgie luzować się będą u ciebie co dziesięć lat; masz może jakieś fajne plany na dziś? – usłyszałem teraz w telefonie głos Igi i mieli jak raz próbę w letnim kinie, i umówiliśmy się na później.

– Wiem wszystko – powiedziała dziewczyna.

– Za wcześnie o tym mówić – powiedziałem.

– Ja wiem swoje – powiedziała dziewczyna.

Więc potem chyba stałem na przejściu, czekając, aż zmienią się światła, i cały czas o niej myślałem; wiatr od morza podwiewał afisze z niemych filmów SF na ścianach knajp. Zobaczyłem ją z daleka i odwróciła się na niklowanym stołku barowym, zakładając nogę na nogę; pochylona do przodu z uśmiechem, patrzyła bokiem – długie, nieruchome spojrzenie – wiatr obciągał na niej sukienkę, albo to były jakieś odblaski i odwróciła głowę powoli, gdy pocałowałem ją w plecy.

Facet na rogu zdejmował reklamę pontonów Zodiac (20 węzłów na godzinę) – takimi pontonami arafatowcy przeprawiali się do północnego Izraela w „celach turystycznych”. Na kei chłopaczki z kolorowymi deskami surfingowymi spychali się do wody i gruby przystaniowy z trapezem na biodrach przyciągnął mi wózek z łajbą 420. Odwinąłem żagiel z masztu i zjechałem tym wózkiem po betonowej pochylni, i przystaniowy pomógł mi zdjąć łajbę i postawić ją na wodzie.

Czterech ciemnoskórych facetów z dredami piło wiskacza w starym odkrytym jeepie z muszelkowym sercem na masce silnika i ładowali reaggy Boba Marleya, wystukując rytm kamieniami na butelkach. Pod natryskiem profesorek miotał się, odchylając worowate szorty, bo mu się robił balon nad piszczelami.

CDN



Reklama

Reklama

Treści chronione