TelAwiw Online

Niezależny portal newsowy & komentarze, Izrael, Arabowie, Świat.

W kategorii: | luty 4, 2014 | 4:08

IMIĘ TWOJE CZĘŚĆ ŚWIATA (9) – zakończenie

Najnowsza zremiksowana wersja opowiadania Imię Twoje Część Świata, które drukowane było najpierw w Izraelu i potem w Polsce w tomie moich opowiadań pt. TEN ZA NIM.

Zamówiony przeze mnie kotlet po kijowsku

przywędrował do mnie po 45 min. z Kijowa.

(Nabokov)

Nagle zrobił się biały dzień – Arab zamiatał chodnik pod piętrowym parkanem z afiszami na rogu – straganiarze w strojach tenisowych z pękniętą tęczą na kieszonkach otwierali kramy na szuku Karmel. Nad morzem pierwsze autobusy skręcały za dawną Operą, gdzie nawiedzona szefowa w krynolinie Editte de Philipe sprzedawała kiedyś gumę do żucia w przedsionku i wpuszczała żebraków do ostatniego rzędu po trzecim dzwonku.

Panienki w kostiumach wiktoriańskich ćwiczyły areobic na plaży – facet w pomarańczowym podkoszulku i rozwianej arafatce ustawiał pasiaste leżaki nad wodą. Wybebeszona na ulicę kabina projekcyjna kina PARIS z dyskoteką w piwnicy – zielone szczoty piórkowe odkurzały witrynę sekty od transcendentu. Opalony dziadek w słomkowcu wyciągał laską Playboya z żelaznej skrzyni na makulaturę.

Zamówiłem śniadanie na tarasie knajpy ze starymi jakby kuchennymi kaflami pod nogami – dyplomatyczne merce z chorągiewkami bantustanu Ciskei zajeżdżały pod siedzibę Partii Pracy na Jarkonie 110. Na bulwarze z drzewkami jacyś punkowcy żarli falafla na trawie przed białym domem-muzeum Ben-Guriona z oflagowaną budką wartownika.

Więc potem w barze Amiram szklanki dzwoniły, gdy ciężarówy wjeżdżały na most nad rzeką – najlepszy punkt wylotowy z miasta – pod nogami miałeś świeżo zheblowane wióry. Po paru piwach zaczynałeś nagle widzieć maskotki pod lusterkami wozów – damy dworskie i cholerne pandy – ale teraz nagle zobaczyłem Dzieciątko Jezus w celofanie podwieszone pod wypchanym plecakiem z polską flagą u faceta idącego chodnikiem w luźnej grupie Japończyków.

Szukali jakiegoś hostelu nad Jarkonem i zagadałem do niego po polsku przez otwarte drzwi – strzeliliśmy zaraz po Goldstarze, o którym czytał u Hłaski – pokazał mi paszport z doklejoną harmonijką z wstemplowanymi wizami, którą chciał potem odciąć nożyczkami przed powrotem do prl.

Opowiadał, jak kadrował ostatnio jakiś stadion w Trypolisie, bo sobie przypomniał akredytację polskiej sportowej gazety i mało go nie zabili żandarmi pułkownika Kadafiego, bo stadion maskował wyrzutnie rakietowe. W Jerozolimie rezydował koło Bramy Damasceńskiej u sióstr Elżbietanek,które zobligowały go do przewiezienia Dzieciątka Jezus, na które złożyła się cała parafia z poznańskiego.

W nocy miał czarter do Bukaresztu i tylko odebrał pocztę u faceta w kraciastej six-pensówie w portierce hostelu – samochodowe zwiedzanie miasta – jadąc potem na lotnisko, pokazalem mu wiatrak z prawej strony szosy. Jak był mały wieszał się na skrzydłach takiego wiatraka, bo jego dziadek miał młyn na rozstajach, który potem przenieśli do skansenu i nie dali im zrobić tam gospody.

Cztery wielkie eukaliptusy przed terminalem – zarośnięci młodzieżowcy chrapali w śpiworach na podłodze – gruzińscy tragarze ze złotymi zębami grali w kości. Przed salką dla VIP-ów półnagie Murzynki z bantustanu Ciskei tańczyły z towarzyszeniem tam-tamów i potem tanecznym krokiem ruszyły do duty free – jacyś chasydzi z tobołami pod zielonymi monitorami pogubili okularki z wrażenia.

Wracałem do miasta z gazem do dechy pustą autostradą z bandami obrośniętymi krzakami różanymi – oświetloną żołtymi jarzeniówkami. Facet zapomniał zabrać Dzieciątko Jezus w celofanie z tylnego siedzenia i nagle usłyszałem bicie Big Bena z Londynu jakby tuż obok siebie – BBC ze stacją przekaźnikową na Cyprze ładowała jazz na żywca.

Po mieście kursowały już stare, zdezelowane, niebieskie cieżarówy z pieczywem na dachach i faceci ustawiali chleby sztorcem w pudłach przed zamkniętymi sklepami. Na placu przed Muzeum Tel Awiwu dwa psy sczepiły się na podmurówce między rzeźbami antywojennymi i jakieś ptaki latały nisko między drzewami z czerwonymi kwiatkami.

Stojąc przed wejściem do muzeum oparłem się o stalowy posąg rozluźnionej kobiety Henry Moore’a, na którym zebrała się nocna rosa i na szczycie wieżowca IBM wygasili światła – jak po ostatnim błysku neutronowym.

TEL AWIW 1985 



Reklama

Reklama

Treści chronione