TelAwiw Online

Niezależny portal newsowy & komentarze, Izrael, Arabowie, Świat.

W kategorii: | lipiec 27, 2023 | 9:14

FRUWA TWOJA MARYNARA (kolejny fragment).

Odsunięcie od władzy Gomułki po Grudniu ‘70 i nastanie ery Gierka zmieniło coś w waszym emigranckim losie?

Pojawił się chwilowy powiew optymizmu, Gierek na wejściu robił za liberała i były jakieś próby uzyskania wizy do Polski. Paru chłopakom udało się wydębić parodniowe wizy na jakieś fikcyjne choroby najbliższych członków rodziny, jeśli rodzice załatwili im zaświadczenie, że są umierający. Ja niestety się na to nie załapałem, mój stary był zdrów jak ryba i nie chciał mi załatwić lipnych papierów; matka w międzyczasie wyemigrowała do Kopenhagi. Zresztą zaraz i to ustało. Nawet jeśli ktoś naprawdę zachorował i tragedie rodzinne były autentyczne – przestali wpuszczać.

Ale po siermiężnej gomułkowskiej Polsce sporo się jednak zaczęło zmieniać, czy to na was jakoś wpływało?

„Powiew świeżości znad Wisły” wyraził się głownie tym, że znajoma dziewczyna z emigracji zaczęła pracować w duńskim biurze turystycznym, które sprzedawało bilety na rejsy polskimi promami do Świnoujścia. Zaczęliśmy fundować sobie takie rundy promem, który o północy wychodził z Kopenhagi, rankiem zawijał do Świnoujścia i następnie po południu wracał do Kopenhagi. Podróżowali nim głównie Szwedzi, którzy jako pierwsi ze Skandynawii mogli jeździć do Polski bez wiz, dlatego było ich wszędzie pełno na tych promach i upijali się wódką za półdarmo, bo u nich alkohol był jeszcze droższy niż nawet w Danii.

Wsiadaliśmy na promik bez żadnych bagaży, bo wiadomo było z góry, że i tak w Świnoujściu nie będziemy mogli zejść na ląd i nockę spędzimy w knajpach, których na pokładzie były trzy: mega gościnny barek, kawiarnia i restauracja z dancingiem, gdzie grywały szemrane składy estradowe. Startowaliśmy zawsze od Żywca w gościnnym barku, potem obiadokolacja w restauracji – przeważnie grochówa, schaboszczak, kompot wiśniowy z pływającą gruszką w szklance i serniczek na deser. Do tego pół litra wyborowej.

Zamawialiście może jakieś kawałki u orkiestry?

Zawsze najpierw obowiązkowo „Luboczkę” Trubadurów na ruską nutę i „Byłaś tu”, czasem „Nie mów nic” Czerwonych Gitar i jak do końca nam odbijało – „Był taki ktoś” Kasi Sobczyk. To był kanon. Narąbany solista wyrykiwał to w mikrofon z niebywałą mocą. Puentowali piosneczkami przedwojennej Warszawy ze sztajerkami duetu Karasiński-Kataszek. Nad ranem wstępowaliśmy do pustej kawiarni i przysypialiśmy na kanapach. Kabin nie braliśmy, bo kursowaliśmy tam tylko od czerwca do sierpnia, gdy noce były krótkie.

Prom przybijał do portu w Świnoujściu wcześnie rano i było już jasno; któregoś razu zeszła taka mgła, że nie było widać nabrzeża. Nagle usłyszeliśmy bluzgi dokerów dosłownie obok nas. Normalne rozmówki – jeden ma kaca i pokłócił się z brygadzista, innego teściowa opieprzyła, bo nie poszedł na chrzciny i tym podobne. Słyszałeś te rozmowy dosłownie o krok od siebie, ale nie widziałeś ludzi i nie mogłeś zejść na ląd; zjadaliśmy śniadanie, trochę się opalaliśmy i wracaliśmy do KBH.

Dużo w sumie zaliczyłeś takich egzotycznych rejsów, zdarzało wam się czasem rozmawiać z kimś z załogi?

Z dziesięć razy tak kursowałem i nigdy nie było żadnego kontaktu z nikim poza klezmerami na dancingu i barmanami i kelnerami, którzy z kamienną twarzą nas obsługiwali. Dawało się tylko pogadać z ludźmi, którzy pryskali z Polski – poznawało się ich po nowiutkich, wypasionych ubraniach i walizach, wyczuwało w ich ogólnym zachowaniu – słysząc rozmowy po polsku śmiało się do nas przysiadali. Te rejsy promowe to była turystyka kulinarna w pełnym rozkwicie, ale pojawiła się też inna opcja w postaci: flagowy transatlantyk „Stefan Batory”.



Reklama

Reklama

Treści chronione