TelAwiw Online

Niezależny portal newsowy & komentarze, Izrael, Arabowie, Świat.

W kategorii: | lipiec 17, 2023 | 9:26

FRUWA TWOJA MARYNARA (kolejny fragment).

Wydarzenia światowe, przesiewane i wykrzywiane przez komunistyczną propagandę przebijały się jednak jakoś do waszej świadomości?

Cała ta końcówka Sixties była cholernie intensywna, jakieś nienazwane przeczucie wisiało w powietrzu, że wszystko się rozwali. Dlatego właśnie podejrzewam, że sentymenty do mitycznych Sixties wynikają teraz głównie z jakiejś tęsknicy do czasów, gdy zaczęło się jakby coś podskórnie zmieniać na świecie, z czego nie zdawaliśmy sobie oczywiście sprawy. Kto  mógł wiedzieć, że ruszająca już wówczas końcówa XX stulecia zmiecie potem z hukiem komunę światową w jej ówczesnym kształcie, co wydawało się wtedy niepodobieństwem.

Pierwszym takim sygnałem świadomościowym, że coś zaczyna się zmieniać – dla mnie na pewno, ale dla moich przyjaciół w równym stopniu – był czerwiec 1967, gdy nagle wybuchła wojna izraelsko-arabska nazwana chwilę potem Sześciodniową, odebrana entuzjastycznie przez Zachód, jako pierwsza spektakularna klęska komuny światowej. Wielu z nas miało rodziny w Izraelu. W pierwszych dniach słuchaliśmy jednak tylko relacji w mediach peerelowskich, cytujących wyłącznie komunikaty Arabów wspieranych przez blok sowiecki, głoszące, że Izrael lada dzień padnie.

Byliśmy w absolutnej panice. Z tej szarpaniny zaczęliśmy słuchać Wolnej Europy, gdzie przez szumy zagłuszarek przedarła się nagle prawda wręcz odwrotna: Izrael rozgromił błyskawicznie uzbrojone po zęby i wyszkolone przez sowieciarzy wojska egipskie i syryjskie. Izraelczycy doszli do Kanału Sueskiego, zdobyli Synaj i Wzgórza Golan, wschodnią Jerozolimę i Zachodni Brzeg. Pierwszy raz usłyszałem nagle, że lotnictwo egipskie i syryjskie zostało zniszczone na pasach startowych pierwszego dnia.

Na wieść o zwycięstwie izraelskim nad armiami arabskimi wspieranymi równo przez blok wschodni – na Zachodzie wybuchł spontaniczny i niepohamowany wręcz entuzjazm. Oprócz Wolnej Europy zaczęliśmy też słuchać polskojęzycznej sekcji BBC z Londynu i Głosu Ameryki. Dotychczas byłem kompletnie zielony politycznie i zrozumiałem nagle, jakim potwornym kłamstwem była większość informacji w oficjalnych środkach przekazu

Wygrana Izraela sprawiła, że wielu Żydów w Warszawie, odreagowując też zapewne poprzednie propagandowe kłamstwa, dosłownie wpadło w euforię – taksówkami wozili naręcza kwiatów pod ambasadę izraelską na ulicy Krzywickiego. Gomułka dostał piany na pysku i zaczął  ciskać bluzgami o „piątej kolumnie”. Z rozkazu Moskwy demoludy poza Rumunią zerwały stosunki dyplomatyczne z Izraelem; na Okęciu szpalerek ormowców kocią muzyką pożegnał odlatującego z Polski ambasadora Izraela.  

Czyli od Wojny Sześciodniowej zaczęło ci świtać, co naprawdę kryje się za nowomową tych szczekaczek.

Okazuje się, że długo jeszcze nie wiedziałem, jak głęboko ten bulszit z toporną retoryką we mnie siedzi. Przekonałem się o tym dopiero w Izraelu na początku lat 80. i nigdy nie zapomnę, jak wprawiłem sam siebie w bezgraniczne osłupienie. W pewnym momencie w TLV zacząłem robić za “newsmana” w polskojęzycznym dzienniku Nowiny-Kurier (NK) pieszczotliwie zwanym „kurwinami” – puszczałem tam najpierw jakieś felietoniki, reportaże i recenzyjki i z czasem załapałem się też na stałe jako „depeszowiec”.

Na wejściu dali mi do obróbki i przełożenia na polski z hebrajskiego krótkiego newsika z dalekopisu. To było po przełomowych układach pokojowych z Egiptem – musiało więc chodzić o jakąś roboczą wizytę ówczesnego premiera Menachema Begina nad Nilem. Zacząłem ostro walić w klawisze pamiętającego lepsze czasy Remingtona i kiedy skończyłem szef redakcji wyrwał zamaszyście przebitkę z rozdygotanego wałka i nagle zesztywniał w szoku z wybałuszonymi gałami jakby zobaczył ducha ciemności.

Zamiast walnąć od razu, że Begin poleciał do Kairu etc. – wygenerowałem coś na kształt normalnego bzdeta w stylu dawnej komunistycznej nowomowy: w późnych godzinach wieczornych po wygłoszeniu transmitowanego przez media elektroniczne przemówienia w międzynarodowym porcie lotniczym pod Tel Awiwem premier Begin na czele oficjalnej delegacji rządowej udał się do Kairu, gdzie oczekiwać go będzie na odświętnie udekorowanej płycie lotniska (…).

Rzecz miała miejsce na starcie dekady lat 80. – paręnaście lat po tym, jak wybyłem z peerelu, najpierw do Danii i potem do Izraela, gdzie zdążyłem już zaliczyć wojsko i byłem na studiach. „Paręnaście lat” to całkiem sporo w życiu młodego człowieka, który w dodatku był absolutnie przekonany, że razem ze swoim środowiskiem nie miał kompletnie nic wspólnego z komuszą mentalnością, przed którą broniliśmy się skutecznie napędzani przenikającą zza żelaznej kurtyny popkulturą, o czym już tutaj obficie była mowa.

Facet z „kurwinek” doznał szoku urazowego, ale ty też padłeś…

Nagle się okazało, że po czteroletniej emigracji w Danii i 7 latach w Izraelu – w wojsku i na studiach, jak się rzekło – nawijam wciąż regularną nowomową z Orwella. Musiałem się potem siłą rzeczy nauczyć normalnego medialnego języka, z czym zresztą nie miałem większych kłopotów.



Reklama

Reklama

Treści chronione