OBSESJE I ZAJOBY
TELAWIW OnLine: Myślę nieskromnie, że pewnym uzupełnieniem do dzisiejszego fragmentu „Grup na wolnym powietrzu” jest rozmowa, jaką w 1999 przeprowadził ze mną w Krakowie Tomek Korzeniowski dla Dekady Literackiej.
Urodziłeś się w Paryżu, młodość spędziłeś w Warszawie, mieszkasz w Tel-Awiwie. Jakie znaczenie w Twojej biografii mają te trzy miejsca?
Jeśli chodzi o Paryż, to chyba żadne. Humorystyczne, bo dałem się tam przypadkiem urodzić. Kiedy miałem trzy lata, rodzice, ojciec pochodzący z Polski i matka z Rosji, przyjechali do Warszawy w 1951 roku. Tak że Paryż jest miejscem nie odciskającym się na mojej psychice za bardzo, chociaż pierwszym językiem, jakim mówiłem był francuski z trzema słówkami, podobno. Polska, to chyba jasne. Tu mieszkałem do dwudziestego pierwszego roku życia. Człowiek się kształtuje w tych latach. Szkoła podstawowa, ogólniak, początek studiów. Pierwsze przyjaźnie, pierwsze dziewczyny, wszystko. Wyjechałem z psychiką nie powiem, że przesiąkniętą polszczyzną, ale jako Polak, który nagle okazał się być Żydem. Ze świadomością, że nie daje się żyć w tym kraju. Czyli połowę życia jak dotąd spędziłem w Polsce, a potem, zanim dotarłem do Izraela, mieszkałem cztery lata w Danii.
A konsekwencje obywatelskie miejsca urodzenia?
Przysługuje mi obywatelstwo francuskie, zarejestrowane gdzieś tam w bazach danych komputerowych. Kiedy skończyłem 18 lat w Polsce, mama zmusiła mnie, bym się zarejestrował w ambasadzie francuskiej w Warszawie. Przysyłają mi do dziś czasem jakieś dziwne formularze. W swoim czasie w Izraelu dostałem zaproszenie do udziału w wyborach prezydenckich…Wygrał wtedy Mitterrand, ale to nie moja wina, bo mi się nie chciało iść głosować do ambasady…
Ale czułeś się obywatelem V Republiki?
Jestem dumnym reprezentantem kultury łacińskiej…Przeczytałem z upodobaniem parę książeczek wybitnych francuskich twórców w świetnych tłumaczeniach Boya na polski…Kultura Prousta, Stendhala i Balzaca jest mi bliska, ale nie na tyle, by fatygować się do urny wyborczej w ambasadzie francuskiej nad M.Śródziemnym w Tel-Awiwie.
Można zatem powiedzieć, że związek z tymi miastami podyktowany był nie tyle sytuacją rodzinną, co wyraźnym wpływem historii?
Całe moje pokolenie, ludzie urodzeni po drugiej wojnie światowej, w marcu 1968 roku mieli około 20 lat. Stało się tak, że ta rewolta studencka, która na wejściu była prowokacją ubolską, wyrwała się spod kontroli i historia zaczęła się dziać na naszych oczach. Byliśmy uczestnikami pierwszego zrywu młodego społeczeństwa polskiego, które nagle wyszło na ulicę i wykrzyczało to, co trzeba – czyli „Prasa kłamie”, czyli „gestapo” w odniesieniu do milicji. Prasa w prl przecież potwornie kłamała, choć nikt o tym głośno nie mówił. Dziś trudno to sobie wszystko wyobrazić.
Twój wyjazd był związany z tymi wydarzeniami?
Wyjechałem po marcu 68, pomijając restrykcje osobiste, jak wyrzucenie ze studiów itp., dlatego, że nie dało się żyć tutaj w sensie mentalnym. Nie miałem nic wspólnego z pojmowaną szeroko, czy wąsko, kulturą żydowską, ale wiedziałem, że jestem polskim Żydem, mieszkającym w Polsce. Żyło mi się całkiem fajnie w ten sposób, nie robiłem z tego problemów, ale znaleźli się inni, których to zaczęło uwierać.
Wyjechałeś do Danii.
Wyjechałem do DK, bo poczułem się, krótko mówiąc, po prostu potwornie wkurzony i obrażony. Przeżyłbym takie represje jak wyrzucenie ze studiów, wojsko, gdyby to wszystko nie odbywało się na kanwie antysemityzmu. Ale skoro mnie represjonowali jako Żyda, to się obraziłem i rozgniewałem mocno.
Ale do Danii nie tylko Ty pojechałeś.
Dania ogłosiła około maja 1968 roku, że przyjmie całą emigrację z Polski. Oni dokładnie wiedzieli co robią, bo to byli w dużym stopniu młodzi ludzie, studenci, dobrze się, że tak powiem, zapowiadający. Duńczycy źle na tym nie wyszli. Emerytom dali renty, opiekę medyczną. Za darmo otrzymali tysiące młodych wykształconych ludzi i sami wtedy nie ukrywali, że chodzi o wzbogacenie tkanki społecznej. Ale przy tym, był to piękny humanitarny gest. Wykopanych przez komunę przyjął wolny świat.
Co Ci zaoferowali?
Wszystko. Dosłownie. Siedmiomiesięczny kurs języka z pełnym utrzymaniem w centrum Kopenhagi. Pieniądze na jedzenie, ubranie, adaptację. Kurs trwał 4-5 godzin dziennie w budynku radia kopenhaskiego. Wolny wstęp na uniwersytet, stypendium królewskie…
W historii Żydów, z jednej strony mamy „wygnanie”, a z drugiej „wyjście z Egiptu” ku wolności. Jak byś określił to wydarzenie?
„Wyjście z Egiptu” absolutnie to nie było, ponieważ Polska dla mnie stała się domem niewoli, ale tylko przez moment. To nie było tak, że ja cierpiałem w Polsce przez całe moje ówczesne życie. Absolutnie nie. To było wygnanie, choć nie fizyczne, ale moralne…
Gorsze…