ŚNIADANIE KONTYNENTALNE (2)
TELAWIW OnLine: Najnowsza remiksowana aktualnie przeze mnie wersja opowiadania Śniadanie kontynentalne, które drukowane było najpierw w Izraelu i potem w Polsce w tomie moich opowiadań TEN ZA NIM.
1 część – http://www.telawiwonline.com/?p=4354
Ostry skalpel chirurgiczny
Leżał sobie przy obiedzie
Obok mojej srebrnej łyżki
(Leonard Cohen)
Tak przynajmniej wtenczas myślałem – elektroniczna chmura z rozwalonymi Ceausescu z szybkością światła rozbijała się na milionach telewizorów po grzecznościowym odbiciu od satelity ZSRR. Pierwsza dama Draculescu w pelisie jakby do końca nie wierzyła, że utrącili ich desperados zapatrzeni w kulturę Zachodu…Rewolucje live jakby zgodne z prawami przyrody – wszyscy byli ostro podhecowani Securitate – przez pierwszych 30 godzin agencje zachodnie powoływały się tylko na korespondenta PAP w Bukareszcie.
Lecieliśmy znów ubitymi przez deszcze piachami. Na zakręcie były gaje pomarańczowe i wybuchły baki z benzyną – jeep z wyskakującymi biegami i nawalonym sprzęgłem, i suwak w brezentowych drzwiczkach się zacinał, że nie mogłeś dopiąć plastikowego okna. Krótki deszcz – boczne drogi, którymi nikt nie jeździł – w szarym powietrzu wyjechaliśmy na równinę. Pachniało wrzosem, piachami i sosną – ten zapach wydał mi się nagle zaprzeszły.
Lecieliśmy trasą czołgową między eukaliptusami wyrwanymi z korzeniami – potem wzeszło słońce – jechaliśmy dnem parowu, który mógł nagle zmienić się w rwącą rzekę. Słońce kładło się długimi cieniami na piachach – każdy miał oczy przekrwione z niedospania i samotności. Zobaczyłem na przełęczy jakichś pacyfiarzy z szyldami przeciw budowie stacji przekaźnikowej Voice of America w Negewie, która miałaby nadawać na Europę Wschodnią.*
Rozjarzona kula słoneczna między namiotami – blady niknący księżyc na jasnym i wysokim niebie; widziałem biało-niebieską flagę na maszcie i przejechał z hukiem transporter opancerzony, i flaga zniknęła w tumanie kurzu. Zeskoczyłem napić się wody z dwukołowej cysterny – Bukobza pokazywał foty z tajlandzkimi kurwami w jacuzzi koło świątyni Buddy z wygiętymi szpicami. Półnagi facet w narciarskiej czapeczce z pomponem golił się w umywalni i dwóch innych pod natryskiem wyło Lambadę.
Potknąłem się o gąsienicę czołgową wkopaną przed wyblakłym namiotem i obok leżała kupa jednorazowych strzykawek po tym, jak pierwszej nocy w światłach komandkara szczepili nas przeciw tężcowi. Była to szosa w pustyni, którą przecinały transportery, dudniąc przez chwilę na asfalcie i ginęły w tumanach piachu i w słońcu cholernego poligonu. Na zakręcie stał czerwony barobus gazlan z zieloną markizą nad okienkiem i mogłeś sobie zamówić gorącą kawę i sandwicze z hot-dogami lub tuńczykiem.
Facet wyrzucił nam przez okienko plastikowe skrzynki od Coli do siedzenia; szosą leciały ciężarówy z lawetami czołgowymi, podnosząc tumany kurzu – siedząc na skrzynce odwróciłem się tyłem i starałem się, żeby sandwicz zbytnio nie wystawał z wąskiej foliowej torebki. Popijałem kawę z jednorazowego kubka, w którym na dnie zebrał się osad – w żółtej kurzawie prześwietlonej słońcem rzędem szły czołgi. Radyjko podało, że z pół metra śniegu na szczycie Hermonu i rośnie poziom wody w jeziorze Kineret.
Kalimero z okularami ochronnymi na szyi i hełmem na podartym siedzeniu zajechał jeepem ze zwiniętą siecią maskującą przytroczoną do maski silnika i trzeba było umocować zapasowe kanistry z tyłu wozu. Poprzedniej nocy ćwiczyliśmy orientację wg gwiazd i wyprowadził nasze jeepy w sam środek Starego Miasta Beer-Szewy, gdzie w arabskich ruderach z kamienia była knajpa Mamaia – ślepa kuchara pracowała na dopingu – wiedziałeś chyba z miejsca, że w życiu nie będziesz jadł takiej czorby, jak w tym miejscu.
Jechaliśmy pustymi zaułkami z bielizną na sznurach – kolczaste zarośla, rozwiane palmy i rozbite kopuły – gorące pity z blachy w piekarni i świetlisty wielbłąd dwugarbny migał przed wejściem do knajpy, gdzie Murzyni w kremowych panterkach MFO** kolędowali nostalgicznie przy stolikach z kolorowymi żarówkami. Na estradzie prężył się w rytmie disco-punk zespół męsko-damski ze złotymi sznurkami w dupach i student Dej zgłosił się na ochotnika, żeby go szkocka striptisera rozebrała z przemoczonej pelerynki.
CDN
*Wałkowany od lat projekt – anulowany po rozpadzie ZSRR.
**Kontyngent Międzynarodowych Obserwatorów na Synaju.
@
http://www.dailymotion.com/video/x1bkvn_kaoma-lambada-original-1989-version_music