W kategorii: Komentarze | wrzesień 10, 2014 | 9:38
TELAWIW OnLine: W połowie czerwca 1942 Niemcy wysłali do Auschwitz 3500 Żydów olkuskich – jedną trzecią mieszkańców miasta. Przed wywózką zagnano ich do budynku obecnego Starostwa Powiatowego. Nigdy w swojej 800-letniej historii Olkusz nie poniósł jednorazowo takich strat w ludziach.
Od 8 lat czerwcowa tragedia Żydow olkuskich upamiętniana jest „Marszem Pamięci” – inicjowanym przez Ireneusza Cieślika, który na początku był też niemal jedynym jego uczestnikiem…Pan Cieślik do dziś nie może się doprosić o umieszczenie tablicy pamiątkowej na gmachu Starostwa Powiatowego…
Tłumaczone jest to brakiem kasy (3000 PLN) – co mając na względzie wielowiekowy wkład Żydow w rozwój miasta i pozostawione tam mienie – zakrawa na tragifarsę…W kwestii formalnej – z Olkusza pochodził legendarny bankier Kazimierza Wielkiego – Lewko (no i współcześnie ojciec Rydzyk).
A oto ogłoszony w tych dniach LIST OTWARTY p. Ireneusza Cieślika, z którego treścią naprawdę warto się zapoznać.
Olkusz, 5 września 2014 r.
List otwarty do radnych Rady Miejskiej w Olkuszu
Szanowni Państwo!
Wyobraźmy sobie, że wybucha wojna, a w wyniku działań wojennych Olkusz dostaje się pod zarząd obcego państwa. I ta obca administracja postanawia, że należy wymordować wszystkich mieszkańców któregoś olkuskiego osiedla, Młodych, Pakuski czy Słowików (nazwijmy je umownie „Osiedlem”). Zarówno kobiety, jak i mężczyzn, od niemowląt po starców. Jakiś czas trwają działania okupanta przygotowujące ten zamiar, także od strony propagandowej, i pewnego pięknego dnia nadchodzi czas jego definitywnej realizacji. Akcja jest wcześniej dobrze zaplanowana, przebiega więc dość sprawnie, ale i tak zajmuje kilka dni, bo w końcu pod względem logistycznym to potężna operacja. Chodzi przecież – bagatela – o wymordowanie kilku tysięcy ludzi!
Mieszkańcy pozostałych dzielnic miasta przyglądają się akcji z zaciekawieniem. Są pełni podziwu dla talentów organizacyjnych tych, którzy tę akcję przeprowadzają. Po kilku dniach, kiedy okazuje się, że wiele rzeczy, które pozostały po wymordowanych, można nabyć za „psie pieniądze”, a także otrzymać przydział na mieszkania po nich, pod biurem załatwiającym te sprawy ustawiają się długie kolejki. U części olkuszan, których wnioski w tej sprawie zostały pozytywnie rozpatrzone, pojawiają się nawet ciepłe uczucia względem okupantów, ale – oczywiście – wolą się z tym nie afiszować.
Po paru latach wojna się kończy, do Olkusza wraca polska administracja, która zatwierdza zastaną sytuację. Olkuszanie cieszą się z końca wojny. O byłych mieszkańcach Osiedla nie wspomina się ani słowem, co najwyżej straszy nimi dzieci. Żeby upamiętnić ciężki los miasta w czasie wojny, olkuszanie stawiają kilka pomników poświęconym kilkunastu ofiarom działań wojennych, którzy nie byli mieszkańcami Osiedla. Pod tymi pomnikami rok w rok organizuje się uroczystości, dla uczczenia pamięci tych ofiar urządza się szkolne akademie, wydaje okolicznościowe publikacje, im poświęca się nazwy placów i ulic miasta. W żaden sposób nie dotyczy to oczywiście ofiar z Osiedla, wokół nich przez kilkadziesiąt lat panuje głucha cisza.
Czy wyobrażacie sobie Państwo takie jak w przedstawionym przykładzie zachowanie mieszkańców miasta, których jesteście przedstawicielami? Na jakie obelgi słusznie zasłużyliby wówczas wszyscy ci mieszkańcy? A już najgorsze należałoby kierować niewątpliwie pod adresem elit miasta, zwłaszcza zaś władz reprezentujących mieszkańców.
Powie ktoś, że jest to przykład wymyślony i nieprawdziwy, bo gdyby rzeczywiście doszło do takiej hekatomby mieszkańców miasta, to pozostali olkuszanie nie tylko postawiliby tym ofiarom tak szybko, jak to tylko możliwe, jakiś tam pomnik, ale po niedługim czasie powstałoby na Osiedlu również ogromne mauzoleum z wyrytymi imionami i nazwiskami wszystkich pomordowanych. Co więcej, towarzyszyłoby mu zapewne porządne muzeum pieczołowicie przechowujące pamiątki po zgładzonych mieszkańcach Osiedla oraz dokumentujące ich życie i działalność tak, aby pamięć o tych sąsiadach i ich nieszczęściu, ale także o ich wkładzie w rozwój miasta przekazywana była następnym pokoleniom olkuszan. Bo przecież ich nieszczęście byłoby nieszczęściem całego miasta.
Przypuszczam, że większość mieszkańców Olkusza przychyliłaby się do takiej opinii. Zgodnie stwierdziliby, że w sposób naturalny i oczywisty mniej więcej takie właśnie powinno być – i byłoby! – zachowanie przyzwoitych ludzi, gdyby wydarzyła się podobna tragedia. Może nawet byliby oburzeni, iż ktoś w ogóle może pomyśleć, że w ich przypadku postępowanie po takiej tragedii mogłoby wyglądać inaczej.
Problem w tym, że wskazany wcześniej przykład nie jest całkiem wymyślony. Taka sytuacja rzeczywiście miała miejsce w naszym mieście. Podczas II wojny światowej okupujący Olkusz Niemcy wymordowali bowiem około 3,5 tys. mieszkańców miasta. Jednakże przez ponad 60 lat po wojnie upamiętniano tu na dobrą sprawę tylko dwa tragiczne epizody z tego okresu: rozstrzelanie 20 osób 16 lipca 1940 roku (w tym 5 mieszkańców Olkusza; pozostałymi 15 ofiarami byli więźniowie przywiezieni na egzekucję z niemieckich więzień w Sosnowcu i Mysłowicach) oraz tzw. krwawą środę z 31 lipca 1940 roku – z jedną ofiarą śmiertelną (być może kilkoma, ale nie ma co do tego pewności). Te wydarzenia z lipca 1940 r. olkuszanie uwiecznili kilkoma pomnikami i tablicami, ulica, przy której miała miejsce egzekucja została przemianowana na „20 Straconych”, wielekroć odbywały się okolicznościowe akademie poświęcone tym dramatycznym okupacyjnym epizodom, co roku władze miasta organizowały uroczystości rocznicowe, podczas których przedstawiciele różnych olkuskich środowisk składali kwiaty, zapalano znicze, odczytywano nazwiska poległych, itd. Przy tej okazji wspominane fakty określano zazwyczaj – zarówno podczas przemówień, jak i prasowych relacji z uroczystości – „najtragiczniejszymi dla olkuszan wydarzeniami hitlerowskiej okupacji”.
Kiedy zestawimy liczbę olkuszan, którzy zginęli w wyniku represji niemieckich z lipca 1940 roku, z ogólną liczbą mieszkańców miasta zamordowanych w trakcie okupacji, to aż bije w oczy dysproporcja czci i pamięci poświęconej przez powojenne dziesięciolecia tym zastrzelonym w lipcu 1940 r. osobom w porównaniu z pozostałymi ofiarami. Narzucają się wręcz pytania: Skąd taka diametralna różnica w odniesieniu do jednych i do drugich? Dlaczego tak nierówno traktowani są przez ich rodzinne miasto? Jakimi to niezwykłymi zasługami dla miasta odznaczyło się tych kilku mężczyzn, że ich tak niesamowicie wyróżniono? Albo może lepiej – jakież to straszliwe winy obciążały pozostałe 3,5 tys. olkuszan, że dokonana na nich zbrodnia nie zasłużyła na skromniutkie choćby upamiętnienie?
Odpowiedź na te pytania daje się sprowadzić do wspólnego mianownika, gdyż tajemnica tej ogromnej różnicy tkwi w jednym maleńkim słówku: „Żydzi”. Bowiem spośród olkuszan, którzy zostali zamordowani w czasie II wojny światowej, ogromną większość – ponad 90 procent! – stanowili właśnie miejscowi Żydzi. O tych ofiarach hitlerowskiej zbrodni przez ponad pół wieku panowało tutaj jednak niemal zupełne milczenie z rzadka tylko przerywane pojedynczymi głosami, które zresztą traktowane były jak naruszenie tabu. Tym ofiarom nie poświęcono żadnego pomnika, nazwy ulicy czy placu w mieście, nie uczono o nich w szkołach, przez ponad 60 lat nigdy nie zorganizowano uroczystości je upamiętniających. Nie tylko, że nie powstało żadne muzeum, które by ukazywało ich zasługi dla reputacji miasta oraz zbierało i przechowywało pamiątki po nich, ale ślady ich wielowiekowej obecności w mieście, w tym także cenne zabytki, były ustawicznie niszczone.
Wszystkie te fakty świadczą, że hitlerowska propaganda, iż Żydzi to nie ludzie, najwyraźniej z łatwością poradziła sobie z umysłami i sumieniami olkuszan. I jej zatrute rasizmem ziarna wydawały owoce jeszcze długo po tym, jak skończyła się niemiecka okupacja.
Sytuacja zaczęła się poprawiać właściwie dopiero wraz z nadejściem nowego wieku. W 2002 roku, w 60. rocznicę największej hekatomby w dziejach miasta, ukazała się książka Krzysztofa Kocjana „Zagłada olkuskich Żydów”. Historyk ten, przerywając panującą zmowę milczenia wobec tej tragedii, przełamał dominujący do tej pory fałszywy obraz wojennej martyrologii Olkusza. Jedną z konsekwencji zaistniałej zmiany jest fakt, że od 2006 roku obchodzone są w mieście rocznice likwidacji olkuskiego getta, podczas których wspomina się ofiary tego wydarzenia z czasów wojny (eufemizmami „likwidacja getta”, „wysiedlenie” nazywali hitlerowcy masowe mordy na Żydach zamieszkujących okupowane przez Niemców miejscowości).
O zmianach, jakie nastąpiły po ukazaniu się opracowania Kocjana, pisałem nieco szerzej w dziesięciolecie tej edycji w artykule „Dekada leczenia pamięci w Olkuszu”. Nie będę tu więc rozwijał kwestii, dołączę Państwu jedynie tekst swojego artykułu do niniejszego pisma. Artykuł pisany był w perspektywie przypadającej wówczas 70. rocznicy zagłady ludności olkuskiego getta i rekapituluje główne problemy związane z potraktowaniem tematu w przestrzeni publicznej naszego miasta w dziesięcioleciu poprzedzającym tę rocznicę. W podsumowaniu artykułu znalazło się stwierdzenie, iż pomimo dość pozytywnej oceny zmian, jakie zaszły w omawianym dziesięcioleciu, jednym z najbardziej zauważalnych mankamentów jest „fakt, że dalej nie ma pomnika, ani nawet tablicy upamiętniającej najtragiczniejsze wydarzenie w historii miasta”, co „negatywnie odbija się też na rocznicowych obchodach”. Następnie był apel do władz samorządowych, aby przy okazji 70. rocznicy tego wydarzenia brak ten nadrobić. Ale pozostał on bez echa. Podobnie zresztą, jak inne apele w tej sprawie od co najmniej kilkunastu lat.
Nadzieja, że wreszcie w pewnym stopniu brak ten zostanie nadrobiony pojawiła się, kiedy jakiś czas później starosta Jerzy Kwaśniewski w wywiadzie prasowym na pytanie, czy podczas planowanego remontu budynku starostwa (którego koszt jest szacowany na ok 2,5 mln złotych) „znajdą się środki, by wmurować w ścianę Starostwa płytę pamiątkową, poświęconą olkuskim Żydom? Przecież właśnie tu, w czerwcu 1942 r., w nieukończonym wtedy jeszcze gmachu Kasy Chorych, spędzili ostatnią noc w rodzinnym mieście, nim zostali wywiezieni do niemieckiego obozu koncentracyjnego w Auschwitz.”, odpowiedział: „Jak najbardziej”. I wyglądało, że słowa dotrzyma, bo w planach budżetowych Starostwa na ten rok wyszczególniana była kwota 3 tys. zł na ten cel. Tyle, że z końcem ubiegłego roku starosta Kwaśniewski został odwołany, a nowy zarząd tę pozycję skreślił.
W lutym tego roku, kiedy było już wiadomo, że planowane jest obcięcie środków w budżecie starostwa, udałem się do Burmistrza Olkusza, aby on podjął działania w sprawie upamiętnienia ofiar zagłady, byli to bowiem mieszkańcy naszego miasta. Mówiłem również, że po deklaracji starosty Kwaśniewskiego powiedziałem o tablicy różnym ważnym osobom i one zadeklarowały swoją obecność na jej odsłonięciu planowanym na 13 czerwca – więc żeby nie było wstydu. Burmistrz powiedział, że tę sprawę podejmie. Pod koniec marca okazało się jednak, że „Przegląd Olkuski” opublikował tekst, iż tablicy nie będzie. Ponieważ w tym czasie goście potwierdzili już swoje przybycie i program uroczystości był opracowany (m.in. z udziałem burmistrza Chmielnika, Jarosława Zatorskiego; rabina Jehoshuy Ellisa; przewodniczącego Gminy Żydowskiej w Katowicach, Włodzimierza Kaca; współprzewodniczącego Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów, Bogdana Białka oraz prezesa Klubu Chrześcijan i Żydów „Przymierze” z Krakowa, Janusza Poniewierskiego) to udałem się powtórnie do Burmistrza, z pytaniem, co wobec tego mam robić, gdyż w przedstawionym im programie widnieje odsłonięcie tablicy i z tej okazji mają wygłosić przemówienia. „Czy w takim razie na rozpoczęcie Marszu Pamięci będzie uroczyste odsłonięcie miejsca na ścianie, gdzie w przyszłości znajdzie się tablica, kiedy Olkusz się dorobi paru tysięcy złotych na jej ufundowanie?” – zapytałem.
Burmistrz trochę się zdenerwował, zadeklarował jednak pomoc w organizacji uroczystości i stwierdził, że wobec tego może miasto zamontuje tablicę. Poprosił tylko o przesłanie mu projektu napisu na tablicę (tekst napisu wraz z tłumaczeniem hebrajskim i angielskim wysłałem do UMiG). Dalej kontaktować w sprawie miałem się z jego rzecznikiem. Kiedy do niego czasem zachodziłem, okazywało się, że wszystko jest na dobrej drodze, a tablica prawie zrobiona. Niespełna dwa tygodnie przed rocznicą rzecznik spotkał mnie w Urzędzie Miasta i powiedział, że jednak pospieszyłem się mówiąc w wywiadzie do „Przeglądu Olkuskiego” o odsłonięciu tablicy 13 czerwca. Właśnie się bowiem okazało, że miasto jak zwykle bardzo chciało, ale nie da się, bo Starostwo poproszone o wskazanie miejsca, gdzie tablica ma być zamontowana, nie może tego zrobić, gdyż… nie ma dostępu do ścian budynku, bo trwa remont i jest to teren budowy – o czym poinformował rzecznika naczelnik jednego z wydziałów w Starostwie Powiatowym.
Kilka dni przed uroczystością zostałem wraz z Olgerdem Dziechciarzem poproszony do Burmistrza, aby ustalić szczegóły uroczystości. Tam się okazało ostatecznie, iż odsłonięcia tablicy podczas tegorocznych uroczystości nie będzie. Dowiedziałem się wówczas również od rzecznika, że wbrew wcześniejszym deklaracjom nie zostały wysłane oficjalne zaproszenia w imieniu Urzędu Miasta dla gości i prelegentów. W trybie pilnym musiałem to więc zrobić w ostatniej chwili sam i we własnym imieniu.
Ponieważ na uroczystościach 13 czerwca nie zauważyłem Radnych (niektórzy może nawet wcale o nich nie wiedzieli), dlatego czuję się w obowiązku krótko tu przedstawić, co się na nich działo. Obchody rocznicowe rozpoczęły się konferencją w Galerii Sztuki Współczesnej BWA. Burmistrza Chmielnika (woj. świętokrzyskie) Jarosław Zatorski mówił o zaangażowaniu swego miasta w upamiętnianiu jego historii, która była w dużej mierze żydowska, i o odpowiedzialności za tą historię i pamięć, a także o przeszkodach w tym względzie i korzyściach, jakie miasto może uzyskać dzięki kultywowaniu żydowskiej tradycji. Z kolei Janusz Poniewierski, prezes Klubu Chrześcijan i Żydów „Przymierze”, znany przede wszystkim jako biograf Jana Pawła II i autor wielu książek o nim, w związku z tegoroczną kanonizacją Papieża przedstawił jego zaangażowanie w dialog z Żydami. Następnie miało miejsce moje wystąpienie zatytułowane „Pamięć polska, pamięć żydowska, pamięć olkuska”, w którym omówiłem nasze olkuskie kłopoty z pamięcią. Ale w związku z tematem, który tu jest poruszany przeze mnie, warto z mojego wystąpienia odnotować, że wskazałem na dwa duże pomniki poświęcone olkuskim Żydom – w Holon pod Tel Awiwem oraz na paryskim cmentarzu Bagneux. I pytałem, „dlaczego takie pomniki mogą być w Paryżu, mogą być w Izraelu, mogą być gdzieś daleko po świecie, a nie ma ich w mieście, w którym mieszkały te ofiary hitlerowskich zbrodni i gdzie ich przodkowie żyli od kilku stuleci?!”. (Ponieważ nikogo z Państwa nie było na konferencji, zdjęcia tych pomników załączam również do tego pisma, aby Państwu uzmysłowić, na jakie pomniki olkuskim ofiarom Zagłady potrafiło zdobyć się niewielkie grono pochodzących stąd niedobitków obozów koncentracyjnych, podczas gdy rodzinne miasto ofiar, które wszak przez ponad pół wieku w różnoraki sposób korzysta z pozostałego tu po nich mienia, miasto mające sto kilkadziesiąt milionów rocznego budżetu, od wielu już lat jakoś nie potrafi wysupłać kilku tysięcy złotych na skromniutką tablicę poświęconą tym ofiarom).
Drugą częścią uroczystości był Marsz Pamięci powtarzający ostatnią drogę olkuskich Żydów po rodzinnym mieście. Jak zwykle rozpoczynał się on sprzed budynku Starostwa Powiatowego, w którym to miejscu byli stłoczeni Żydzi przed wywiezieniem ich do obozu koncentracyjnego Auschwitz-Birkenau. Ponieważ zaplanowane odsłonięcie tablicy nie doszło do skutku, na ścianie budynku starostwa wywiesiłem plakat z informacją:
W TYM BUDYNKU BYLI UWIĘZIENI OLKUSCY ŻYDZI
PRZED ICH DEPORTACJĄ
DO KOMÓR GAZOWYCH OBOZU AUSCHWITZ-BIRKENAU.
TABLICA
POŚWIĘCONA TYM PONAD 3 000 MIESZKAŃCÓW OLKUSZA
ZAMORDOWANYM PRZEZ HITLEROWCÓW
BĘDZIE NA TYM BUDYNKU
JAK TYLKO STAROSTWO DOROBI SIĘ 3 000 ZŁ NA JEJ SFINANSOWANIE.
Następnie przemawiał Burmistrz Olkusza i zaproszeni goście. Z późniejszych docierających do mnie relacji wiem, że zapewne zgromadzonym najbardziej utkwiło przemówienie współprzewodniczącego Polskiej Rady Chrześcijan i Żydów, Bogdana Białka. Mówił on o odpowiedzialności społeczności lokalnej za upamiętnienie tych, którzy wiele stuleci mieszkali w Olkuszu, tworzyli jego historię, dobrobyt, jego pozycję, a zostali zgładzeni z racji swego pochodzenia: Pamięć o pomordowanych, którzy zginęli w czasie tej straszliwej rzezi, to moralny obowiązek wszystkich tych, którzy zostali. Mówi tekst Księgi Hioba: «Ziemio, nie kryj mojej krwi, iżby mój krzyk nie ustawał». Ta krew krzyczy i będzie nadal wołała. Jeśli nie oddacie hołdu pomordowanym, nie upamiętnicie ich ofiary, to ta krew się odezwie i upomni u waszych dzieci i wnuków”. Dobitnie podkreślił, że fakt, iż w tym miejscu oraz w innych miejscach martyrologii nie ma tablicy upamiętniającej, jest po prostu skandalem!
Po przemówieniach, uczestnicy Marszu Pamięci poszli ulicami Olkusza po śladach ostatniej drogi żydowskich jego mieszkańców. U celu Marszu – przy olkuskim dworcu PKP, który dla ofiar był ostatnim przystankiem przed bramami śmierci w Auschwitz-Birkenau – rabin Yehoshua Ellis odmówił modlitwę za pomordowanych.
Chciałbym tu jeszcze zaznaczyć, że o uroczystości jakoś dowiedzieli się i z własnej inicjatywy na niej pojawili m. in. Ellie Shapiro – dyrektorka przedsięwzięcia o światowej renomie, jakim jest Jewish Music Festival w kalifornijskim Berkeley, dr Erica Lehrer z Uniwersytetu w Toronto, specjalistka w zakresie badań nad pamięcią po konfliktach, a także Chilik Weitzman, pracownik naukowy instytutu Yad Vashem, a zarazem wnuk niegdysiejszego mieszkańca Olkusza.
Jak się okazuje, na miejscu dowiedzieć się o uroczystości było trudniej. Jakoś nie ukazały się ogłoszenia o uroczystości w lokalnej prasie ani plakaty, które wcześniej obiecywał dać Urząd Miasta. Ba! Ogłoszenie o obchodach nie pojawiło się nawet na oficjalnej stronie internetowej UMiG – jak by nie było współorganizatora obchodów. Na tej stronie nie pojawiła się też żadna relacja z tego wydarzenia. Dodajmy, że w przypadku podobnych uroczystości (np. z okazji rocznicy „krwawej środy” czy wybuchu wojny) standardowo kilka dni wcześniej pojawia się na tej stronie zaproszenie, a po fakcie relacja. Tak było również w tym roku. Wyjątkiem była jednak rocznica zamordowania olkuskich Żydów. Trzeba przyznać, że od ponad 8 lat to fakt bez precedensu, by na oficjalnej stronie miasta rocznica ta nie była w żaden sposób odnotowana! Czyżby był to symptom wycofywania się Urzędu Miasta na pozycje sprzed dekady?
Rozumiem jednak, że 13 czerwca olkuscy samorządowcy mieli ważniejsze sprawy na głowie niż takie rocznice. W tym dniu bowiem odbył się w Chochołowym Dworze bal samorządowca, na który to cel – jak można się dowiedzieć ze strony UMiG – powędrowało z kasy miejskiej 15 tys. złotych. Oczywiście, w tym wypadku nie było najmniejszych problemów ze znalezieniem takich pieniędzy w budżecie.
*
Godne upamiętnienie Zagłady olkuskich Żydów to nie jest kwestia jakiegoś filosemityzmu, co jako zarzut można czasem spotkać w komentarzach do sprawy (może warto tu na marginesie zaznaczyć, że nawet gdyby tak było, dla mnie nie byłoby to zarzutem). To jest kwestia zwyczajnej ludzkiej przyzwoitości i elementarnej kultury olkuszan. Upamiętnienie mieszkańców miasta – zwłaszcza gdy chodzi o tak ogromną ich liczbę – wymordowanych jedynie z racji przynależenia do danej grupy ludzi jest moralnym obowiązkiem lokalnej społeczności niezależnie od sympatii czy antypatii żywionej wobec tej grupy. Czy sprawa dotyczy Polaków, czy Żydów, czy dotyczyłaby Czechów, Francuzów, Włochów, Czukczów, Romów, Indian czy Murzynów, czy jakiejkolwiek innej grupy ludzi. Bardzo to źle świadczy o kondycji moralnej i intelektualnej mieszkańców miasta, że takie oczywiste rzeczy trzeba tłumaczyć!
O ile godne upamiętnienie wymordowanej społeczności żydowskiej Olkusza – przypomnijmy: społeczności, która żyła tu i wnosiła swój wkład w rangę miasta przez niemal całą jego historię, a w pewnych okresach stanowiła nawet większość jego mieszkańców – bynajmniej nie musi być oznaką filosemityzmu, to jednak brak takiego upamiętnienia jest na pewno świadectwem antysemityzmu olkuszan, a szczególnie przedstawicieli miejscowych władz samorządowych. Niestety, antysemityzm ów przejawia się nie tylko w tej sprawie, nie jest to też jego ani pierwszy, ani jedyny przykład.
Pozwolę tu sobie przypomnieć chociażby list, jaki wraz z Olgerdem Dziechciarzem wystosowaliśmy do Państwa 27 stycznia 2011 roku, zaledwie kilka miesięcy po rozpoczęciu obecnej kadencji Rady Miasta. Opisaliśmy w nim obstrukcję, z jaką ze strony władz samorządowych spotkał się wniosek o przyznanie Mosze Bergerowi honorowego obywatelstwa Olkusza. W podsumowaniu naszego pisma znalazła się konstatacja, iż „losy wniosku o honorowe obywatelstwo dla Mosze Bergera pokazują, że antysemityzm jest w Olkuszu problemem. Dlatego zwracamy się do Państwa, jako przedstawicieli mieszkańców, z apelem o podjęcie systemowych rozwiązań, które skutecznie eliminowałyby w przyszłości działania powodowane tego typu uprzedzeniami”. List kończył się słowami: „Nie chcemy wstydzić się naszego miasta, chcemy być z niego dumni!”.
Niestety, apel ten pozostał bez echa. Z przykrością muszę stwierdzić, że przez całą kadencję, która dobiega już końca, nie zrobiliście Państwo praktycznie nic, aby stan ten uległ poprawie. Natomiast naszego miasta przyszło nam się wstydzić jeszcze wiele razy.
Szanowni Państwo!
Kieruję do Państwa ten list w 75. rocznicę dnia, w którym do Olkusza wkroczyły hitlerowskie wojska. Ze smutną refleksją, że dzięki działaniom, a czasem zaniechaniom przedstawicieli olkuskich władz samorządowych mroczne dziedzictwo hitlerowskiej okupacji po 75 latach nadal w mieście pokutuje i jest powodem do wstydu dla jego mieszkańców.
Przy tej okazji chciałbym też jednak wyrazić moją niesłabnącą nadzieję na poprawę tego stanu rzeczy.
Ireneusz Cieślik
mieszkaniec Olkusza