4 WIERSZE TELAWIWSKIE 2012-2013 – RENATY JABŁOŃSKIEJ
stare antykwariaty
…
w parterowych sklepach na podwórkach
starego Tel Awiwu w przesmykach
między domami stoły i półki
długie szeregi książek-weteranów
w zmęczonych okładkach które pamiętają
wiele ludzkich dłoni – niecierpliwych
pieszczotliwych i niechętnych też
pożółkłe stronice ze sladami palców
z ołówkiem podkreślonymi wersami
myślą o odpoczynku nie chcą
żeby je przewracali wodzili po nich palcem
są kruche nie pożyją już długo boją się
żeby nie gnić na śmietnisku marzą
o spaleniu
@
dawny i nowy Tel Awiw
…
to już nie ten sam mały
skromny Tel Awiw
w piątkowe wieczory ludzie
siedzieli na balkonach grali
w karty jedli arbuzy
rozmawiali z ludźmi z balkonów
po drugiej stronie ulicy
młodzi tańczyli horę na placach
śpiewali przy ogniskach nad morzem
spacerowali po ulicy Dizengoff dziwiąc się
wystrojonym kobietom i mężczyznom
w garniturach za oknami restauracji
w poniedziałki rano przejeżdżał
sprzedawca brył lodu
później sprzedawca nafty
na koniec sprzedawca szczap drewna
do kotłów w łazienkach
mężczyźni w spodniach khaki do kolan
kobiety w kretonowych sukniach
na podwórkach małe dzieci
na golasa oblewały się dla ochłody
wodą z dużej miski
teraz nowe jezdnie mosty tunele
jak grzyby po deszczu rosną wieżowce
ludzie już nie siedzą na balkonach
lecz w klimatyzowanych salonach
przed wielkimi telewizorami
w piątki tłum młodych w kusych
strojach kotłuje się przed wejściem
do dyskoteki czy baru
ludzie siedzą w przepełnionych
kawiarniach i restauracjach
przeszklone balkony w nowych
domach nazywają słonecznymi
choć nikt sie na nich nie opala
nie zajada lodów czy zimnego arbuza
z nowoczesnej lodówki której nie trzeba
rozpuszczać bo lód jest suchy
@
w kawiarni
…
siedzimy w kawiarni
za oknem widać moją ulicę
jest wczesne przedpołudnie
spacerują młode matki z wózkami
na jezdni przeganiają się motocykle
wyzywająco trąbią samochody
jest słoneczny suchy dzień
już pachnie wiosną i chamsinem
nagle ogarnia mnie niepokój –
przyśnił mi się tej nocy Tel Awiw
bez morza! za promenadą
rozciągała się pustynia…
uspokaja mnie myśl że po południu
gdy morze jest najpiękniejsze
mogę wziąć rower i tam pojechać
@
wydmy
…
żółto kwitnące krzaczki
na wydmach
ciepły poranek łagodny
wiatr od morza
którego szum działa kojąco
siadamy na pledzie unosimy
twarze ku dalekiemu blademu jeszcze
słońcu oddychamy rytmicznie
jak morze rozluźniamy się
zasypiamy prawie
potężny warkot wyrywa nas
z nierzeczywistości
w oddali przekrzykują się
wielkie maszyny
przy fundamentach budynku
zwijamy pled wsiadamy
na rowery
mijamy maszyny i widzimy
planszę okrągłego domu
który tu wyrośnie
po nim na pewno pojawią się
inne i powstanie nowa dzielnica
miasta rosnącego wzwyż i wszerz
żółtych krzaków na wydmach
nikt nie będzie pamiętać